„Znachor” – recenzja filmu

film Znachor

Netflix już kilkukrotnie zawiódł swoich widzów, tworząc remaki produkcji, których nie można nawet przyrównać jakością do pierwowzorów. Nic więc dziwnego, że kiedy pojawiły się wzmianki o tym, że powstanie nowa adaptacja „Znachora”, niektórzy nie byli szczególnie zachwyceni. Mimo obaw film Michała Gazdy okazał się tytułem wyjątkowo wartym uwagi.

Fabuła filmu „Znachor”

Główny bohater to ceniony neurochirurg Rafał Wilczur. Ma wszystko – dobrą pracę, prestiż, żonę i córkę. W jednym momencie traci wszystko. Żona zabiera małą Marysię i ucieka do kochanka, a Wilczur pada ofiarą brutalnego napadu. Mówiono, że zginął, choć ciała nigdy nie odnaleziono. Na miejscu zdarzenia znaleziono jedynie płaszcz profesora. Kilkanaście lat później widzimy go ponownie, ale jest zupełnie inny. Po feralnym zdarzeniu stracił pamięć. Nie wie, kim jest, kogo szuka i skąd pochodzi. Przedstawia się jako Antoni Kosiba. Rozpoczyna pracę w młynie, a jednocześnie pomaga mieszkańcom wsi w mniejszych i większych kłopotach zdrowotnych. Można powiedzieć, że początek ma wiele wspólnego z pierwszą produkcją wyreżyserowaną przez Jerzego Hoffmana. Jednak później reżyser serwuje wiele niespodzianek. Są zwroty akcji i liczne zaskoczenia. Znachor to nie tylko łzy i smutek, ale cała plejada innych uczuć.

Ponadto znajdziemy w filmie kilka silnych osobowości kobiecych. Są zdecydowane i gotowe sterować własnym życiem. Należą do nich przede wszystkim Marysia, dorosła córka profesora. Dziewczyna rozpoczyna pracę kelnerki, ale marzy o studiach. Podczas pracy poznaje młodego hrabiego. Równie silną osobowością jest Zośka, młynarzowa, u której mieszka i pracuje Antoni.

Barwne tło

Akcja rozgrywa się w latach 20. i 30. ubiegłego wieku. Początkowo widzimy krajobraz miejski, by następnie przenieść się na wieś i tam towarzyszyć bohaterom do końca. Stworzone przez scenarzystów tło pozwala z łatwością wyobrazić sobie, jak wyglądało życie ludzi żyjących w tamtych czasach. Rozległe pola, lasy, wiejskie chaty i stare pociągi – to wszystko ma swój klimat i sprawia, że czerpiemy z seansu filmowego jeszcze więcej przyjemności.

Brawurowa gra aktorska

Niektórzy fani filmu Jerzego Hoffmana nie mogli sobie wyobrazić innych aktorów wcielających się w poszczególne postaci. Jednak i pod tym względem nowa adaptacja to prawdziwy majstersztyk. Pojawiają się w niej twarze, które doskonale znamy z innych polskich produkcji, ale jest też wiele mniej popularnych aktorów. To duży atut, bo nie utożsamiamy ich z konkretnymi rolami, a film zyskuje na świeżości. Obsada stanęła na wysokości zadania i wszystkie role zostały odegrane znakomicie.

Przede wszystkim jest główny bohater Rafał Wilczur, w którego wcielił się Leszek Lichota. Z eleganckiego profesora staje się tajemniczym wędrowcem, który może się kojarzyć z greckim filozofem lub biblijnym mędrcem. Jest i Zośka, czyli Anna Szymańczyk – twarda, doświadczona przez życie i otwarta. Nie można pominąć Marysi Wilczur, w którą wcieliła się Maria Kowalska. Wyjątkowo charakterna młoda kobieta, która potrafi wszędzie zaznaczyć swoją obecność. Dobrze role odegrali również Izabela Kuna wcielająca się w hrabinę Eleonorę Czyńską, Mikołaj Grabowski grający hrabiego Stanisława Czyńskiego i Ignacy Liss wcielający się w młodego hrabiego Leszka Czyńskiego. Smaczku dodaje Artur Barciś. Pozornie niewielka rola kamerdynera Józefa może zostać odebrana jako ukłon w stronę pierwszej produkcji, gdzie grał jako Wasylko.

Kilka słów podsumowania

„Znachor” jest jednym z tych filmów, które są ponadczasowe i przyciągają widzów w różnym wieku. Znaleźć w nim można dobrze znaną fabułę, ale nie brakuje przy tym powiewu świeżości. Widać pewną wielowarstwowość akcji, co tym bardziej sprawia, że film śledzimy z zapartym tchem.

Koniecznie sprawdźcie, co jeszcze warto obejrzeć w listopadzie.

fot. kadr z filmu

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *