Janusz Orłowski. Paralotnią przez życie

Janusz Orłowski

Janusz Orłowski śmiało może inspirować pokolenia. W podążaniu za marzeniami nie przeszkodził mu wiek. Mimo że miał ponad 90 lat, nadal aktywnie uprawiał paralotniarstwo. Tym samym pobił rekord. Za swój dorobek został odznaczony Złotym Medalem Aeroklubu Polski. Poznajcie historię „Praszczura”.

Urodził się 14 stycznia 1926 roku. Od najmłodszych lat marzył o studiowaniu architektury. Osiągnął cel dostawszy się na Politechnikę Warszawską. Po ukończeniu studiów pracował jako urbanista specjalizujący się w zabytkoznawstwie. Jednak to nie projektowanie miejskich przestrzeni przyniosło mu sławę. W Kraju nad Wisłą szerzej poznano go za sprawą pasji do lotnictwa. „Praszczur”, bo taki nosił pseudonim, był najstarszym w Polsce człowiekiem latającym paralotnią.

Pasja od dziecka

Podniebne przestworza chciał poznawać, odkąd pamiętał. Kiedy był małym chłopcem wraz z rodzicami mieszkał w Łodzi. Ze strychu bloku, w którym mieli lokum, roztaczał się idealny widok na tereny miejskie. Nieopodal w latach 30. XX wieku startowały i lądowały przeróżne samoloty. Jak opowiadał, wówczas on jako czteroletni szkrab „latał” do okna, by móc je poobserwować.

Gdy był nastolatkiem, marzenia musiał odłożyć na dalszy plan, gdyż przyszło mu zmierzyć się z trudną historią. Wybuch wojny uniemożliwił młodemu Januszowi rozwój dziecięcych zainteresowań. Jednak chwilę po jej zakończeniu, mając 20 lat, wrócił do pasji z przeszłości. Jego przygoda z szybowcami rozpoczęła się w 1946 roku w Toruniu. To tam przeszedł szkolenie szybowcowe, które miało sprawdzić jego opanowanie jako przyszłego pilota. Test nie był prosty, gdyż opierał się na „zawieszaniu” operatora i szybowca na tzw. chwiejnicy pod wiatr i zobowiązaniu go do utrzymywania maszyny w równowadze.

Jego hobby z przyczyn rodzinnych musiało odejść w niepamięć. Później znacznie starszy Janusz Orłowski ze względu na stan zdrowia nie miał szans, by usiąść na sterami szybowca. Mimo to nie potrafił całkiem oderwać się od swojej pasji. Zaczął szukać alternatywnych rozwiązań, które nadal umożliwiłyby mu ponownie wznieść się w powietrze w charakterze pilota. Wybór padł na paralotnię.

Narodziny pseudonimu

O szkoleniu dla paralotniarzy organizowanym na kopcu na Ursynowie dowiedział się przypadkiem z gazety. Początkowo ze względu na wiek nie potraktowano go poważnie. Organizatorzy dziwili się, że senior pragnie realizować ekstremalne hobby. Ich nastawienie zmieniło się po tym, gdy Orłowski opowiedział o przeszłości związanej z szybowcami. Podczas kursu dwóch nastolatków nazwało go dziadkiem. On wówczas sprostował, że nie jest dziadkiem, tylko „praszczurem”.

Wkrótce okazało się, że mężczyzna, którego zapał traktowano z przymrużeniem oka, ma na koncie kilkadziesiąt razy więcej godzin wylatanych na paralotni niż na szybowcach. Na tych pierwszych wylatał około 20, natomiast szybowcowe były liczone w setkach.

Realizowanie pasji rzecz jasna wymagało zaangażowania. Sprzęt bardzo odbiegał od dzisiejszej jakości. Był toporny i nie dawał tak dużej satysfakcji z bycia w powietrzu. Najwięcej godzin na paralotni Orłowski „wylatał”, startując z Monte Grappa we Włoszech.

Wiek nie gra roli

Janusz Orłowski twierdził, że każdy, kto marzy o lataniu, powinien się w tym realizować. I nieważne jest, ile ma lat. Najistotniejsze jest to, by nie miał przeciwwskazań zdrowotnych. Tak samo radził, aby każdy emeryt był ciągle ciekawy świata. Jak mówił, sam wolnego czasu na ogół nie ma. Nie narzekał na nudę, gdyż cieszył się życiem i chciał coraz lepiej poznawać otaczającą rzeczywistość. Zawsze podkreślał, że do powietrza trzeba mieć szacunek. Trzeba je „widzieć. Inaczej latanie staje się bardzo ryzykowne.

Paralotniarstwo to kosztowna pasja. Sprzęt w najlepszym wypadku można kupić za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Do tego dochodzi szkolenie za półtora tysiąca. Prawdziwe wydatki zaczynają się później, gdy chcemy opłacić dodatkowo godziny z instruktorami czy wybrać się na paralotniową wycieczkę za granicę.

Rekord Guinessa

Jakie było jego największe marzenie lotnicze? W wywiadzie udzielonym portalowi Dla Pilota mówił, że chce wylatać „swoje”.

„Żeby to zrobić, to ja już przestawiłem się z systemu dziesiętnego na system tuzinowy, dwunastkowy. Jeśli ktoś życzy mi stu lat, to ja nie traktuję go serio. Teraz liczę nie 10 razy 10 ale 12 razy 12. W związku z tym jeszcze mam czas, ażeby wylatać to swoje; do 144 lat” – oznajmił.

22 lipca 2017 roku wykonał 12-minutowy lot na paralotni w Brzeskiej Woli. Osiągnął maksymalną wysokość 332 metrów. Dzięki temu w historii zapisał się jako rekordzista Guinessa, jeśli chodzi o wiek aktywnego paralotniarza. Pobicie rekordu było możliwe dzięki wsparciu klubu Gekon Glide, którego celem jest zrzeszanie osób zainteresowanych paralotniarstwem.

Janusz Orłowski zmarł w 2019 roku. Miał 93 lata.

Fot.: kadr z nagrania GekonGlideClub

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *